czwartek, 3 marca 2016

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział III: Stare animatroniki cz II/II

-N-naprawdę nie ma powodu do zmartwień... Poczekaj, spróbuję wstać.
-Pomogę ci.-mówiąc to Phone Guy podał mi rękę.-I jak?
-W porządku, tylko lekko kręci mi się w głowie.-powiedziałam uśmiechając się.-Mam pomysł...
-Tak? Mów śmiało!
-Może pójdziemy do Magazynu?
-Dobrze, tylko po co?-zapytał niepewnie Phone.
-Chciałabym porozmawiać...
Weszliśmy na backstage. Chłopaki siedzieli na scenie i wyglądali na zaniepokojonych, ale kiedy nas zobaczyli, ich twarze wyraźnie się rozchmurzyły.
-Jak się czujesz Gaby?-Jeremy podbiegł do mnie.
-Wszystko w porządku, tylko nadal kręci mi się w głowie.
-Napewno?
-Taak...-powiedziałam uśmiechając się.
Skierowałam moje kroki do Magazynu, tam gdzie znajdowały się stare animatrony. Chciałam z nimi porozmawiać. Chłopaki poszli za mną. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia i drzwi same zamknęły za nami, rozległ się nieprzyjazny, mechaniczny warkot, który nie wróżył nic dobrego. Pomimo to ruszyliśmy w głąb pomieszczenia. W mojej głowie rozległy się zawołania: "Uratuj ich!" "Pomocy!" i inne błagania. Usłyszałam także mechaniczny pisk, tak głośny, że rozbolała mnie głowa. Zewsząd napływały głosy, piski i warkot. W pewnym momencie dostrzegłam Old Bonniego. Chłopaki podeszli do mnie, a Vincent zapytał:
-Jesteś tego pewna?
-Tak, bardzo chcę z nimi pogadać...
-Proszę, uważaj na siebie, oni są bardzo nieprzewidywalni.-Phone Guy położył rękę na moim ramieniu.
-Spokojnie, dam radę.-powiedziałam uśmiechając się nerwowo.
A może jednak nie, pomyślałam, kiedy zobaczyłam twarz Old Chici. Podeszłam do Old Bonnie'ego i niepewnym głosem powiedziałam "Cześć". Jego oczy, widocznie uśpione, nagle rozbłysły czerwonym światłem. Old Bonnie podniósł się trochę i spojrzał(?) na mnie.
-Witaj.-powiedział lekko sennym i szumiącym głosem.
Pewnie jego voice-bank został zespsuty, ponieważ kiedy mówił, słychać było dwa głosy, warkot i szum zepsutego radia.
-Tak właściwie, czemu rozumiesz co mówię? Inni uciekają z piskiem, kiedy tylko im odpowiemy...
-To dość długa historia...-powiedziałam odwracając wzrok.
Naprawdę nie chciałam o tym mówić, ponieważ to był wyjątkowo niezręczny temat.
-Chciałem was wszystkich przeprosić za tą noc... Lekko zwariowałem, tak jak moi przyjaciele. Wybaczycie nam?
-Oczywiście, że tak! Wiem, że to nie wasza wina, że zachowujecie się, jak się zachowujecie.
-Dzięki.-zapewne, gdyby tylko mógł, na jego twarzy zagościłby wyraz ulgi i radości.
Wstałam i spojrzałam na chłopaków. Jeremy wysunął się do przodu.
-I co?-zapytał niepewnym głosem.
-Chciał nas przeprosić za swoje zachowanie w nocy i pytał, czy mu wybaczymy.
Od razu zaczęli przekrzykiwać się, że oczywiście, że tak itd. Phone Guy uciszył ich spojrzeniem. Podeszłam do Old Freddy'ego. Wyglądał na smutnego, leżąc na podłodze. Kiedy usiadłam koło niego, podniósł wzrok i zmienił pozycję z leżącej na siedzącą.
-Cześć Freddy.-powiedziałam niepewnie.
-Oh, hej... Chciałbym cię przeprosić za to, że cię uderzyłem... Jak twoja głowa?-zapytał smutnym, szumiącym i sennym głosem.
-Nic się nie stało, a poza tym, troszkę kręci mi się w głowie, a tak to wszystko jest OK.-uśmiechnęłam się.
Old Freddy'emu najwyraźniej poprawił się humor, bo włożył swój kapelusz leżący trochę dalej od niego i poprawił swoją muchę.
-Naprawdę smutno mi z tego powodu, że musicie być... no wiesz...
-Zepsuci? Eh, to nic takiego, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Bonnie nawet chodzi pochylony w taki sposób, żeby się nie przewrócić, bo bez tej jednej ręki trudno mu utrzymać równowagę. Ja pomogłem Chice przywiązać Carla do jednego ze zwisających kabli. Ale bardzo ci dziękuję, że o nas dbasz.
-W porządku, to nic takiego.
Nie mogłam powstrzymać łez, które mimo woli napływały mi do oczu. Podeszłam do Old Chici, a to dobiło mnie jeszcze bardziej.
-Cześć.-to ona pierwsza się przywitała.
-Hej Chica.-powiedziałam.
Gadałam z nią przez chwilę, a ona nagle powiedziała:
-Ja chcę do mamy...
Wtedy prawdziwe łzy zaczęły ściekać po jej metalowej twarzy.
-S-spokojnie, Chica... Nie płacz proszę... Jeżeli się uda, to spotkasz swoją mamę, tam. Po drugiej stronie... Ale teraz błagam cię, nie płacz, bo ja też się rozpłaczę...-powiedziałam łamiącym się głosem.
Po niecałych 3 minutach obie szlochałyśmy, a ja zaczęłam narzekać na ten okropny bieg zdarzeń, na to co niestety stało się z animatronikami.
-Ja chcę do maam-myy...-powtarzała Old Chica.
-A ja chcę dorwać tego, kto was tak zniszczył, kto sprawił, że jesteście botami... Dlaczego ludzie muszą być tacy okropni...?
Phone usiadł koło mnie i objął mnie.
-Gaby, wszystko będzie OK, spróbujemy ich naprawić, przynajmniej tyle możemy dla nich zrobić.
-D-dobrze, a teraz chciałabym odwiedzić kogoś jeszcze...
-Kto to będzie?-zapytał Fritz.
-Mangle.-Vincent słysząc to imię spuścił wzrok.
Wyszliśmy z Magazynu i udaliśmy się do Kid's Cove. Kiedy tylko tam weszliśmy, usłyszeliśmy bardzo zepsute radio. Mike wytłumaczył, że to był jej voice-bank. Podeszłam bliżej pomimo ostrzeżeń chłopaków. Tylko Vincent milczał. Mangle uniosła głowę.
-Witaj Mangle.
-Cześć... O-oh... Kogo ja widzę? Vincent? Vi-Vincent...-jej podwójny głos posmutniał.
Gadałyśmy dobre 10 minut. Mangle opowiedziała mi, jak to się stało, że jest botem. Kiedyś miała na imię Cherry, Mangle to było jej nazwisko. Była dziewczyną Vincenta, ale dotknęła endo-szkieleta znalezionego przez niego i doznała trwałego urazu serca. Przed śmiercią miała na sobie biało-różową maskę lisa, ponieważ szła coś naprawić, a Foxy uszkodził jej serce i nie udało się jej uratować. Następnego dnia obudziła się jako animatronik. Słuchałam tego ze smutkiem i lekkim niedowierzaniem. Cherry przestrzegła mnie przed dotykaniem endo-szkieletów, chichocząc. Pewnie chciała mnie trochę rozbawić widząc mnie w takim stanie.
-Czy Vince mógłby tu podejść? Bardzo bym chciała go przytulić...
-Oczywiście.-odpowiedziałam.-Vincent, Cherry prosi cię na chwilę.-powiedziałam już zwykłym głosem.
Chłopak podszedł do Mangle i zaczęli rozmawiać.
-Słuchajcie, może zostawimy ich samych?-powiedział Jeremy.
-Świetny pomysł, chodźcie.-odparł Mike.
Wyszliśmy z Kid's Cove. Moje samopoczucie było w krytycznym punkcie. Czułam się okropnie wiedząc, co spotkało Cherry i inne animatroniki. Teraz żałowałam, że wogóle mam tę cholerną zdolność... Nadszedł czas, aby rozejść się do domów. Dzisiaj Vincent, Fritz i Jeremy mieli dzienną zmianę. Mike wyszedł wcześniej, śpieszył się "gdzieś". Pewnie szedł do swojej dziewczyny, o której wspominał przed wartą. Vincent nadal siedział razem z Cherry, Fritz poszedł do kuchni, a Jeremy poszedł posprzątać w swoim biurze. Phone Guy podszedł do mnie. Wiedziałam, jakie pytanie zada.
-Mógłbym cię odprowadzić?
-Jeżeli chcesz.-spojrzałam na niego uśmiechając się lekko.
Oboje wyszliśmy z pizzerii. Rozmawialiśmy, a Phone ciągle starał się mnie rozweselić. W pewnym momencie pomylił się w naprawdę zabawny sposób, a ja zachichotałam. Kiedy usłyszał mój chichot, wyraźnie się rozpromienił. Doszliśmy do mojego domu.
-Zostaniesz?-zapytałam.-Nikogo nie ma, mama jest na szkoleniu w Hiszpanii, a ojca od dawna nie mam.
-Jeżeli nie masz nic przeciwko.-uśmiechnął się.
Siedzieliśmy u mnie w pokoju i gadaliśmy wesoło. Mój humor poprawił się na znacznie lepszy. Upłynęły 2 godziny. Phonee bawił się moimi włosami, a ja czytałam wyjątkowo nudną książkę, którą zostawiła mi mama przed wyjazdem. W pewnym momencie chłopak zapytał:
-Eemm... Nie masz nic przeciwko, żebym poprawił sobie bandaże?
-Okie.-odpowiedziałam spoglądając na niego znad książki.
Wróciłam do czytania, ale nie zdążyłam doczytać strony do końca, kiedy usłyszałam głos Phone Guy'a:
-Gaby?
-Tak?
-Wiem, że to trochę niezręczne, ale czy mogłabyś mi pomóc zacisnąć bandaż?
Uniosłam wzrok znad książki. Widok Phone'a bez koszuli trochę mnie onieśmielił, ale odpowiedziałam, że tak. Wstałam i podeszłam do niego. Starałam się nie dać nic po sobie poznać i jedną rękę położyłam na jego klatce piersiowej, a drugą chwyciłam bandaż. Patrzyłam mu prosto w oczy i powoli zaciskałam opatrunek coraz mocniej.
-Teraz jest dobrze?
-Jeszcze troszeczkę.
-Teraz?
-Teraz.-powiedział lekko zarumieniony.
Szczerze, gdybym teraz nie się nie opanowała, to rumieniłabym się i byłabym jeszcze bardziej czerwona, niż burak.
-Dzięki.-uśmiechnął się w wyjątkowo rozbrajający sposób.
-To nic takiego.-ja również się uśmiechnęłam.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, którą przerwał Phonee, pytając: "Co tam czytasz?". Chwilę później czytaliśmy razem, a później zasnęliśmy tak, jak leżeliśmy.